Konkurs odkryłam przypadkiem, wyświetlił mi się w formie reklamy na stronie głównej Facebooka. Z racji mojego zainteresowania amerykańską polityką, historią i społeczeństwem zdecydowałam się aplikować.
Bardzo pozytywnie wspominam 2. etap - pisałam pracę na temat wpływu social mediów na amerykańską demokrację,
o którym mogłabym opowiadać godzinami. Moje zaangażowania przyniosło efekty i na przełomie lutego i marca pojechałam na finał konkursu, który odbył się w Warszawie.
To były trzy wspaniałe dni. Wraz z innymi uczestnikami mieliśmy okazję odpocząć od szarej codzienności - zobaczyliśmy sztukę Papugi w Teatrze Studio, uczestniczyliśmy w warsztatach w Zachęcie i zwiedziliśmy muzeum Polin.
Jadąc do Warszawy, nie liczyłam na tytuł laureata, w konkursie wzięłam udział głównie z powodu mojej fascynacji USA. Jednak euforia, jaka mnie opanowała, gdy dowiedziałam się, że wygrałam i… jadę do Stanów (!), była nie do opisania. w
każdym razie reaserch o BFTF zaczęłam robić dopiero w pociągu powrotnym do domu.
Dopiero na lotnisku dotarło do mnie, co tak naprawdę się dzieje - lecę na miesiąc do USA. Towarzyszyła mi obawa, ponieważ z innymi uczestnikami od ponad miesiąca mieliśmy internetowy kontakt. Przeglądając ich profile Instagramowe, które bardziej przypominały CV, kręciło mi się w głowie.
Byłam pod wielkim wrażeniem ludzi, z którymi przyszło mi spędzić miesiąc. Żadna osoba uczestnicząca w programie nie znalazła się tam bez powodu. 55 różnych charakterów, silnych osobowości, z różnymi pomysłami, opiniami, z innym charakterem i perspektywą to czasem wybuchowa, ale interesująca mieszanka. Nauczyłam się bardzo wiele. Problemy, z którymi mierzą się różne kraje i społeczności, poznałam z perspektywy osób bezpośrednio nimi dotkniętych, co stanowiło bardzo cenną dla mnie lekcję życiową i możliwość zweryfikowania moich poglądów i przekonań.
Nigdy nie zapomnę momentu, w którym wraz z moimi przyjaciółmi, między innymi Sarą z Princeton, New Jersey i Tanayem z Florydy, podekscytowani samym faktem przebywania w Senacie USA, zobaczyliśmy wchodzącego na salę Mitcha McConella. Nasz entuzjazm opadł jednak szybko po tym, jak z wielominutowego przemówienia zrozumieliśmy jedynie wielokrotnie padające słowa “Israeli government” oraz frazę “Ironically, the radical left…”.
Codziennie wspominam z uśmiechem moment, w którym Szwajcar Sorin wydał ponad 200 dolarów na pamiątki z Donaldem Trumpem (oczywiście to ironiczny gest, zakupy w nieautoryzowanym sklepie). Z przyjemnością przypominam sobie pool party u Sary i Flaki, czy wizytę w kartonowym zoo, które znajdowało się na podwórku host rodziny Tanaya, Manuela, Arthura i Anastasisa.
Razem nauczyliśmy się wiele, również o przyjaźni. To, jak bardzo przywiązałam się do innych uczestników, najlepiej ukazuje fakt, że w trakcie lotu powrotnego z D.C. płakałam cztery godziny. Nie ma dnia, żeby wspomniany już przeze mnie chat instagramowy nie był aktywny. Dzieliliśmy ze sobą trzydzieści wspaniałych dni i na zawsze pozostaniemy sobie bliscy. Dało mi to również możliwość odbycia kolejnych podróży.
Już trzy tygodnie po zakończeniu programu poleciałam do Splitu, gdzie spotkałam się z Chorwatką Luciją i Włoszką mieszkającą w Londynie, Giuli. W tym roku spotkam jeszcze Flakę (Macedonia Północna), Divina (Albania) i Deborę (Kosowo) w Tiranie oraz spędzę sylwestra z Grete, w Tallinie. Zyskałam 54 cudownych przyjaciół, ale BFTF zmieniło również mnie samą.
To właśnie dzięki temu programowi zdecydowałam się na podjęcie studiów na kierunku stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim. Zaczęłam uczyć się albańskiego i wiążę moją przyszłość z dyplomacją. Miesiąc, który spędziłam na reprezentowaniu Polski, nauczył mnie doceniania naszego kraju i przywiązania do niego.
Daleko mi do bezrefleksyjnego patriotyzmu, ale to, o ironio, miesiąc w USA sprawił, że za dwadzieścia lat widzę siebie w Polsce, zmieniającą ją na lepsze. A na tym polu jest wiele do zrobienia.